Młody stylista mody, rozpoczynający karierę w paryskiej dzielnicy produkcji odzieży Sentier, zapoznaje „panienki” pracujące na chodniku ulicy Saint Denis. Ich przyjaźń, uczucia, zabawne i tragiczne wydarzenia odpowiadają na pytania, które wielu chciałoby im zadać.
„Tego dnia wpatrywałem się w sylwetkę Jaśminki, którą znałem tylko z widzenia i codziennego „dzień dobry”. Stała na wysokich szpilkach w lekkim rozkroku na środku chodnika, jak zwykle zastawiając mi drogę i zmuszając mnie do ominięcia. Spoglądała na mnie z zarzuconą przez ramię torebeczką, z podniesioną ręką, która odsłaniała jej okrąglutkie piersi przyodziane w obcisłą bluzeczkę na ramiączkach. Mierzyłem ją od góry do dołu, zdejmując jej rozmiary na oko i dopasowując do rozmiarów przeze mnie poszukiwanych. Talia prawie jak u pszczoły, idealnie zaokrąglone biodra, łatwe do oceny dzięki ekstremalnie krótkim obcisłym szortom typu bokserki, okrągły tyłeczek, dosłownie jak dwa baloniki.
– Dzień dobry. Możesz się zatrzymać i nawet dokładniej popatrzeć, reklama dźwignią handlu. Znasz to? – mówiła z delikatną ironią, podrygując nerwowo na jednej nodze. – Tym bardziej że nic cię to nie kosztuje. W końcu może zdecydujesz się na zaadoptowanie kopciuszka. – Żując gumę, patrzyła mi wyzywająco prosto w oczy. – Mimo że codziennie odstawiam przed tobą małpeczkę, nigdy na mnie nie spojrzałeś, a teraz gapisz się jak kura na malowane jajo. Coś niedobrze, mój księciu z bajki?
– Przepraszam, ale muszę się zastanowić.
– Mój księciu, rozumiem cię, jednak musisz zrozumieć, że dziś jest dzień handlowy i ktoś ci sprzątnie unikatowy towar sprzed noska, rozumiesz? Aktywuj troszeczkę, bo mi pocieknie. – Tupnęła delikatnie. – A ciebie to już doczekać się nie mogłam. – Pociągnęła mnie za rękę w kierunku bramy. – No dobra, pierwszy raz z tobą, to za pół darmo… Ach, do licha, nich ci będzie – gratis. Ale postaraj się zrobić mi dobrze, bo mi się podobasz. No dalej, chodź. – Ciągnęła mnie za rękę. – Widziałeś moje koleżanki? Już pękają z zazdrości. Dawno temu zrobiłyśmy zakłady o ciebie, więc nie martw się o moje honorarium, zarobię dwa razy więcej, niż gdybyś mi zapłacił. A jeśli potrzebujesz siana, to ci odpalę połowę. Tylko pamiętasz warunek?
– Chodź do mnie, porozmawiamy. – Uśmiechnąłem się miło.
– O nie, mój księciu, to wbrew przyjętym zasadom. Usługi wykonuję wyłącznie w moim biurze.
– Będziemy tylko rozmawiali.
– Dobra, niech ci będzie, bo cię znam. – Westchnęła. – Ale dlaczego tylko rozmawiali, nie podobam ci się? Boże, dlaczego ci piękni, których mi wysyłasz, to bajkoopowiadacze? Co ja ci zrobiłam?
– Oczywiście podobasz mi się, nawet bardzo, i wydaje mi się, że jesteś nawet i-de-al-na.
Podskoczyła z radości i wcisnęła się pod moje ramię. Po kilku długich krokach odwróciła się całym ciałem do swoich koleżanek i stojąc w rozkroku, nabrała powietrza i wykrzyknęła:
– No i co, lalunie? Powiedział, że jestem i-de-al-na, ha, ha!”.
Dodaj pierwszą recenzję “Panienki z ulicy saint denis”