Nawiązując do tytułu najnowszego tomiku Jarosława Kapłona Oswajanie chmur, biel okładki ? najjaśniejszy odcień szarości – jest jak wielka chmura, która przysłoniła słońce. Na szczęście nie do końca, bo w centralnym miejscu widać błękitny patchwork, uszyty ze skrawków nieba.
Można by domniemywać, że Autor składa w całość najmniejsze ścinki, tworząc w ten sposób własną, niebieską przestrzeń.
Zastanowiło mnie, dlaczego brakuje jednego kawałka. Czyżby Autor zostawił wolne miejsce dla Czytelnika?
Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi i czytam odautorski cytat, który jest kluczem otwierającym drzwi do przedsionka świata Poety.
Codziennie rano biorę tabletkę, jakbym nieprzerwanie
próbował poskładać swój żywot w coś wątpliwego
Po tym wstępie wiem, że Jarosław Kapłon jest osobą, która patrzy na egzystencję w sposób analityczny. Przygląda się każdej chwili jak życiodajnej pastylce, obraca w dłoni, obserwując pod każdym kątem, zanim zniknie ona w ustach, by w następnej kolejności zasilić krwiobieg. Życie, w takim kontekście, to następujące po sobie dni, które łyka się niczym tabletki i umiera, kiedy się skończą.
? Życie wydaje się ulotne niczym piosenki
o miłości i nie ma nic wspólnego ze szczęściem
raczej z przemijaniem mimo to wciąż czegoś pragniemy ?
– oświadcza już w pierwszym wierszu. Ulotność, wątpliwości, przemijanie, tęsknota, a także pragnienie – szczególnie bliskości, będą pojawiać się i znikać jak chmury na niebie.
Sześć pierwszych wierszy to rozgrzewka intelektualna, w której widzę człowieka myślącego systemowo i wizualnie, ale także odczuwającego wszystkimi zmysłami w sposób czysto fizyczny. Wiersze są jak gra wstępna do kolejnej części. Czytając posuwam się coraz dalej, naciskając kolejne klamki do intymnego świata.
? ile razy możesz zmieścić mnie w sobie
jak mocno opleść nogami żebym wiedział
że kochasz ? (Meandry)
? namacalne są tylko biodra wszystko inne to halucynacje
związane z uniesieniem zlizuję z ust pomadkę o zapachu rutyny
jakby świat za oknem nie zorientował się że już po wszystkim ? (Człowiek)
W kolejnym rozdziale o wiele mówiącym tytule Atmosfera szukałam dusznej powłoki otaczającej dwa ciała. Miałam nadzieję, że na moich oczach rozegra się coś metafizycznego pomiędzy partnerami. Okazało się jednak, że jest tak, jak w cytowanym powyżej utworze czyli już po wszystkim. Mimo to nie czułam się zawiedziona, bo odnalazłam inne wartości oraz człowieka, który potrzebuje znacznie więcej niż fizyczne uniesienie.
? musi istnieć coś więcej niż ja i ten pokój
może miłość która iskrzy na samym początku? (Czarna materia)
? bo kim jest człowiek kiedy tak leży
nie dopasowując się do reszty
jego wiotka nagość usycha jak roślina
której nie obiecujesz już nic
jedynie miejsce do zbliżającej się śmierci ? (Iteracja)
Świadomość śmierci krąży nad głową Autora nader często. Pojawia się w wielu miejscach tomiku i chociaż częstotliwość występowania tego tematu powinna oswajać z tym co nieuchronne, we mnie budzi niepokój.
? kiedy umrę położą mnie
w pozycji embrionalnej żebym nie patrzył
na dekiel nieba i dno ziemi
tak aby być w punkcie początku ? (Cykl)
Wiersze kolejnych rozdziałów są wyciszone i kameralne. Przewijają się przed oczami jak klatki czarno-białego filmu. Chwilami mam wrażenie, że siedzę w pustym kinie i podglądam cudzą codzienność wyświetlaną na ekranie – zwykłe życie niezwykłego człowieka. Temat z pozoru mało nośny, a jednak w wykonaniu Jarosława Kapłona interesujący, bo jest w tym wszystkim coś czystego w intencji, co przedziera się przez utwory, sprawiając, że tym bardziej odczuwalna jest ich szczerość.
Ostatni wiersz pozostawia mnie w zadumie, bo odkrywam, że towarzysząc Autorowi we wszystkich powtarzalnych, przyziemnych sprawach, oswoiłam własne chmury.
Serdecznie polecam ten doskonale napisany tomik.
Dodaj pierwszą recenzję “Oswajanie chmur”