Wiecznie zielone
A potem zwyczajnie: rozkłada
ramiona, skłania głowę i
znika, bo nie umiera przecież. Jest nieśmiały. Nie ma
komu być ogrodnikiem, a nawet jeśli on nim zostanie,
to schowa się przed kobietami
biegnącymi w rozpaczy. W milczeniu naostrzy
nożyce, przytnie najbujniejsze pnącza
i nie będzie więcej pił. W tej opowieści jesteśmy
tylko ludźmi. Bo jesteśmy.
(fragment książki)
Dodaj pierwszą recenzję “Ogrodnicy z Marly”