Trzeba pogodzić się z tym, że anarchistyczne formy organizacji w niczym nie będą przypominały państw. Będą polegały na nieskończonej mnogości wspólnot, stowarzyszeń, sieci, przedsięwzięć w przeróżnych skalach, które to wspólnoty będą się wzajemnie krzyżować i nakładać na siebie w każdy sposób jaki możemy sobie wyobrazić, a i prawdopodobnie na wiele sposobów, które obecnie wydają się niewyobrażalne. Będą to stowarzyszenia zarówno lokalne jak i globalne.
Być może za jedyną cechę wspólną będą miały to, iż nie pozwolą by ktokolwiek przyszedł do nich z bronią i kazał innym zamilknąć i wykonywać jego rozkazy. I z tym jeszcze, że skoro anarchiści nie zamierzają przejąć władzy w żadnym państwie, proces zastępowania jednego ustroju innym nie przyjmie formy nagłego kataklizmu rewolucyjnego – jak szturm na Bastylię czy na Pałac Zimowy – ale będzie miał charakter stopniowego tworzenia się alternatywnych form organizacji na skalę światową, nowych form komunikacji, nowych, mniej wyalienowanych sposobów organizacji życia, które w końcu sprawią, że istniejące formy władzy okażą się głupie i bezsensowne. To z kolei nasuwa myśl, że możliwych urzeczywistnień anarchizmu też jest nieskończona mnogość: zalicza się do nich każda forma organizacji, o ile nie została narzucona przez nadrzędne ciało autorytatywne, a więc może nią być i kapela klezmerska, i międzynarodowa poczta.
Dodaj pierwszą recenzję “Fragmenty antropologii anarchistycznej”