Nowoczesność zatem tryumfowała, a my o tym nie wiedzieliśmy. Pasja wkładana przez cały wiek XIX w wyrwanie mesjanizmu z jego chrześcijańskich uwarunkowań, w ponowne wynalezienie religii obywatelskiej uwolnionej z dogmatów, emancypacyjnej polityki niezwiązanej z dawnym Zbawieniem; ten niebywały wysiłek poetów (Lamartine?a, de Vigny, Hugo, Nervala), historyków (Micheleta, Quineta), filozofów (Fichtego, Schellinga, Hegla, Saint-Simona, Comte?a), powieściopisarzy (znów Hugo, Zoli) i tego, kogo nigdy nie potrafiono sklasyfikować: Karola Marksa ? wysiłek, by od nowa nadać wektor podmiotowi przez jakiś sens, przez jakąś decyzję wyzwoloną z dawnej eschatologii; to wszystko, o czym nasi nauczyciele mówili nam, że jest do cna przedawnione, te martwe Wielkie Opowieści, w najlepszym razie przestarzałe, gdy fermentowały u samotnych badaczy, w razie najgorszym ? zbrodnicze, gdy się stroiły w państwowe szaty Postępu czy Rewolucji; wszystko to jednak byłoby sobie utorowało jedną ścieżkę aż do nas, jedną jedyną, w jednym, konkretnym punkcie ? jeden niepowtarzalny Wiersz, który cały XX wiek miał przetrwać jak zakopany klejnot i nareszcie objawić się w kolejnym stuleciu jako przedziwnie udana obrona epoki pochowanej pod naszymi rozczarowaniami.
Mallarmé uczyłby nas, że nowoczesność faktycznie wydała proroka, lecz zatartego; mesjasza, lecz w drodze hipotezy; Chrystusa, lecz konstelacyjnego. Skonstruowałby baśniowy kryształ niekonsystencji zawierający w swym środku syreni gest, widzialny w prześwitywaniu, niemożliwy i żywy, z którego on sam powstał i wciąż powstaje. W ten sposób poeta rozlałby ?sakrę? własnej Fikcji każdemu czytelnikowi gotowemu karmić się mentalną hostią jego poszarpanych Stron. Wszystko to na gruncie ścisłego ateizmu, dla którego boskość jest niczym poza Sobą łączącym się z samym Przypadkiem.
Dodaj pierwszą recenzję “Liczba i syrena. Rozszyfrowanie Rzutu kości Stéphane’a Mallarmégo”